Setna rocznica śmierci Promyka  –  8 lipca 2008 

Kazimierz Konarski: Konrad Prószyński (Kazimierz Promyk), Z cyklu: Polscy działacze społeczni i oświatowi, Zeszyt 6, wyd. Wiedza Powszechna (Spółdzielnia Wydawniczo-Oświatowa Czytelnik), Warszawa 1948

MŁODOŚĆ

Dwa mieliśmy w XIX wieku wielkie powstania, dwie wielkie klęski, dwie straszliwe po nich, beznadziejne, zdawało się, noce. Jest dowodem dużej prężności narodu polskiego, że w obu tych nocach nie czekaliśmy bezradnie świtu, ale próbowaliśmy zaraz rozniecić go sami. Czasem, jak Zaliwski (*), po staremu, karabinem czy szablą, czasem nową, nieznaną jeszcze w Polsce, acz może skuteczniejszą bronią — elementarzem.

(*) Objaśnienia podane są na końcu zeszytu.

Każda klęska powstańcza otwierała narodowi oczy na tę pełną goryczy prawdę, że powstania nasze upadają dlatego, że brakło w nich szerszego udziału ludu. A jakże ten lud miał się o Polskę upomnieć, kiedy wgnieciony w ziemię tej swojej Polski nie widział, nie słyszał, nie czuł? Żeby nie umrzeć starczy człowiekowi kawałek chleba, ale na to, żeby żyć, żeby widzieć, słyszeć i czuć — potrzeba mu choć odrobiny, choć promyka światła. Tym promykiem światła w czarnej chłopskiej doli stał się w Polsce w głuchą postyczniową, noc Konrad Prószyński.

Ród z dawien dawna, od czasów króla Jana Kazimierza osiadły na głębokiej Litwie, kresowy, twardy. Na wozie i pod wozem, jak to na kresach często bywało. Tradycje powstańcze w rodzinie niejednolite. "W roku 1831 — pisze o, tym szczerze i odważnie sam Konrad w skreślonym przez siebie własnym życiorysie — dziad, dość jeszcze młody, został w domu na gospodarstwie, gdy... teść jego, już starzec, major wojsk Księstwa Litewskiego, poszedł do powstania i poległ w Wilejce broniąc nieprzyjacielowi przeprawy przez Wilię". Wnuk jego, a ojciec Konrada; Antoni Prószyński, „był przenikniony duchem tych wspomnień, w młodzieńczych zaś latach (1846—48) przejął się zasadami mocno radykalnymi". Wskutek małżeństwa z ubogą dziewczyną, Pelagią Kułakówną, nastąpiło nawet chwilowe zerwanie z rodziną i wyjazd ojca Konrada do Mińska na własny, samodzielny, ale ciężki i niestały chleb.

Tam też w Mińsku dnia 19 lutego 1851 r. urodził się Konrad jako najstarszy syn. Wieść o narodzeniu wnuka stała się pomostem zgody w zwaśnionej rodzinie; stosunki z dziadkami zostały nawią­zane i malec długie miesiące spędzał u nich na wsi. Ojciec jednak na wieś nie wrócił i w dalszym ciągu utrzymywał się w Mińsku własną pracą. Niedługo już tego było zresztą.

Szły czasy gorące. Już podczas wojny krymskiej pojawiły się na Litwie pierwsze rewolucyjne fermenty. Pan Antoni przylgnął do nich od razu, co też niebawem odpokutował półrocznym więzieniem w Bobrujsku.

„Już pamiętam nieźle te czasy — pisał w 40 lat później Konrad — a szczególniej żandarmów w domu, płacz matki, rewizje, śledztwo. wywiezienie ojca... Miałem wtedy lat 5".

Niebawem przyszedł okres jeszcze gorętszy. Biali — czerwoni — gorące spory — przygotowania powstańcze — zbrojenia — wreszcie wybuch.

Konrad ma już wtedy .11 czy 12 lat i zaczyna się już po trochu orientować w tym, co się dzieje. — „Paliło się i w mej dziecinnej głowie, ale pamiętam dobrze słowa matki mojej nieraz wypowiadanego ojca: „Zgubę gotujecie, bo lud z wami nie pójdzie, lud prze­ciw wam będzie, a bez ludu nic zrobić nie można".

Ojciec, uwięziony jeszcze przed wybuchem powstania na Litwie, niebawem zostaje zesłany na Sybir. W rok później matka, zabrawszy dzieci, ruszyła w ślad za mężem. Chłopięce lata Konrada, upływają tedy na Syberii. Pomaga ojcu w pracy zarobkowej, trochę się uczy historii Grecji, fizyki. „Studiowałem mapy kraju naszego — pi­sze — szczególniej wód, pływałem, jeździłem konno, czytałem, co się nadarzyło, a między innymi Mickiewicza i zapewne z tego po­wodu zacząłem wiersze pisać. Głowa była pełna marzeń i planów na przyszłość".

Z dziecka wyrastał chłopiec. Przychodzi pierwsza miłość! pierw­sze na wpół dziecinne jeszcze marzenia o wyzwoleniu kraju. Żre go tęsknota." Na skutek wieści o zmianach w Austrii, która w r. 1867 przyznała swoim krajom, a więc i Galicji, dość szeroką autonomię, postanowił wracać, „wyrwać się choćby przemocą.., wstąpić gdzieś do jakichś legionów, zaprawić się w rzemiośle wojennym". Stara polska piosenka. Obawiając się, że rodzice planu tego nie zatwierdzą, przygotowuje go w tajemnicy, gromadzi środki na podróż. Sekret się wydał; ojciec, wbrew obawom, zgodził się na projekt powrotu do kraju i dopomógł chłopcu wykonać plan.

Odwiedziwszy Litwę przybył Konrad w jesieni 1868 r. do War­szawy. Na wstępie zaraz czeka go szereg zawodów i rozczarowań. Szkoła Główna,, do której chciał się dostać na wolnego słuchacza, odmawia mu przyjęcia; w młodzieży ówczesnej Warszawy nie może doszukać się zapału, entuzjazmu, którym sam płonie; pracy znaleźć nie umie; środki jego kurczą się rozpaczliwie z tygodnia na tydzień. Szarpie się, wyjeżdża do Krakowa, ale autonomia oglądana z bliska wygląda mniej ponętnie, o wojnie nikt nie myśli, policja go nęka, w kieszeni ma już tylko pięć reńskich.

W redakcji czasopisma „Kalina" trafił wreszcie na człowieka, który zbiedzonego, zbłąkanego chłopca przygarnął, przyjął dobrym słowem i nie odmówił życzliwej rady. Rada ta brzmiała: „Z kraju nie wyjeżdżać — Konrad miał w projekcie zaciągnięcie się do wojsk węgierskich — bo kraj ludzi potrzebuje i pracy do wykonania jest bezmiar".

„Kwadrans rozmowy w redacji był — jak pisze Konrad — rozcię­ciem węzła gordyjskiego". Przekrada się z powrotem przez granicę i wraca po ośmiu dniach nieobecności do Warszawy, na szczęście jeszcze w porę, by nie obudzić czujności warszawskiej policji. Wraca z planem skrystalizowanym: uczyć się, by' móc potem uczyć innych. Do wykonania tego planu zabrał się z całym litewskim uporem.

O zdobywaniu środków utrzymania pisze tak: „Podejmowałem się uczyć dzieci za dwa ruble miesięcznie, po godzinie co dzień, bo żad­nego innego zarobku znaleźć nie mogłem i żyłem wyłącznie chlebem i wodą". Równocześnie uczy się sam uzupełniając braki w posiada­nych wiadomościach; braki te były bardzo duże, po części dzięki fa­talnemu doborowi pierwszych nauczycieli, po części dzięki wspom­nianemu już zesłaniu ojca i wyjazdowi w ślad za nim na Syberię, który na dłuższy czas uniemożliwił mu wszelką naukę.

Zdobywszy książki zabrał się do nauki i po dwóch. latach samouctwa zdał maturę. Długo upragnione studia wyższe stanęły przed nim otworem. Niestety nie w Szkole Głównej, bo tę świeżo zamknięto, tylko w otwartym na jej miejsce rosyjskim uniwersytecie. Zapisał się na wydział prawny.

„Nauka prawa, czytamy w jego wspomnieniach, była dla mnie rzeczą uboczną. Za główną uważałem stosunki z kolegami i inną mło­dzieżą i przyciągnięte wielu do wspólnej a podzielonej pracy. Szło jednak bardzo ciężko, wybór był trudny, a i brak czasu poniekąd stawał na przeszkodzie, bo praca na chleb przy bardzo skromnym wynagrodzeniu pochłaniała mi zwykle całe poobiedzie do późnego wieczora. Przy tym przyszło mi do głowy opracować podręczniki dla ułatwienia nauki dzieciom. Ułożyłem pierwszy podręcznik do geografii. Gdy jednak o nakładcę było trudno, w cenzurze napotkałem przeszkody, a zaczął się ukazywać systematyczny kurs nauk Jeskego, wstrzymałem się z pracą nad podręcznikami.

„Głównych mych starań wynik był tylko ten, że 1. zebrał się wśród kolegów fundusik jubileuszowy Kopernika, który większość zagłosowała przeznaczyć na wydawnictwa naukowe tłumaczone; 2„ powstało pierwsze kółko wioślarskie; 3. urządziliśmy pierwszą, jak się zdaje, pieszą wakacyjną wędrówkę po kraju (pierwszą przy­najmniej studentów warszawskich z nowszej epoki); 4. zebrano sto rubli na wydanie książek o Staszicu; 5. z wybranych najlepszych i ściśle skrępowanych słowem na milczenie jednostek utworzyliśmy kółko szerzenia oświaty". Kółko to — głęboko zakonspirowana grupa —zwie się T.O.N., czyli Towarzystwo Oświaty Narodowej. Zachowały się jego statuty, regulaminy, sprawozdania. Twórcą i duszą Towarzystwa jest Pró­szyński; już wtedy występujący pod pseudonimem Promyka. Wyraźnej wzmianki o tym nie ma, ale sam Konrad pisze, że kółko jego wśród kolegów miało nazwę „Promykowiczów”. Listę członków trzymaną w głębokiej tajemnicy odtworzyć dziś trudno, Należeli tam zdaje się bracia Pławińscy, Józef i Kazimierz, obaj znani nieba­wem rewolucjoniści, współtwórcy pierwszego w Polsce Koła Socjalistów Polskich;, dalej Stanisław Witkiewicz, od dziecinnych lat ser­deczny przyjaciel Promyka, towarzysz powrotnej jego drogi z Sy­berii, z czasem wybitny literat i artysta malarz; dalej Antoni Pu­ławski, lekarz i działacz oświatowy. Z młodszych należał pewno Bo­lesław Hirszfeld, znany później działacz społeczny, naówczas do­rastający chłopak. Nie ma go ha fotografii zbiorowej (por. str. 9), która być może była fotografią członków T.O.N., tym bardziej, że zdjęta była w mieszkaniu Puławskiego przed dzwonnicą „Bernardyńską", gdzie odbywały się posiedzenia Towarzystwa.

T.O..N. istniało zaledwie rok czy dwa (lata 1875—6). Przyczyną rozbicia były spory polityczne. Konrad skarży się w swym życiorysie na rozpolitykowanie młodzieży. Są to lata pierwszych podmuchów socjalizmu opanowującego w tym czasie wszechnice rosyjskie. Studiująca tam licznie młodzież polska nasiąka tymi wpływami i próbuje po powrocie zaszczepić je w kraju. Promyk, ze swoim apolitycznym, czyli bezpartyjnym programem pracy, nie tylko nie ulega tym wpływom, ale próbuje je zwalczać. Wynika stąd szereg bardzo ciężkich dla niego starć z najbliższymi mu ludźmi.

Stracił na te spory dużo czasu, energii i serca, poniósł klęskę, bo opuścili go najbliżsi towarzysze pracy. Nie ugiął się jednak i nie zdradził swego umiłowanego nad wszystko celu. Do końca życia już będzie szedł samotny.

,,Pracował sam — napisze o nim kiedyś w nekrologu Antoni Potocki — nie żeby nie było obok rówieśników ku tymże ideałom idących, ale że ludzie jedynej myśli lubią być sami".

Osłodą dla Promyka w tych jego przejściach i zawodach było niewątpliwie powodzenie broszurki jego o Staszicu. Napisał ją Promyk chcąc dać wizerunek człowieka, który wyszedłszy o własnych siłach z nizin społecznych, został wybitnym uczonym, wysokim dygnitarzem państwowym, dobroczyńcą ubogich, a przede wszystkim był wzorowym pod każdym względem obywatelem. Dzięki uzbieranemu. funduszowi studenckiemu i pożyczce osób życzliwych wydano tę broszurę w nakładzie 5 000 egzemplarzy. Puszczono ją w świat dnia 1 lutego 1875 r., a 5 marca tego roku nie było już na składzie ani jednego egzemplarza. W tymże marcu przystąpiono "do drugiego Wydania w olbrzymim jak na owe czasy nakładzie 15 000 egz. I ten nakład rozszedł się bardzo szybko.

Jak na pierwsze kroki początkującego pisarza powodzenie było oszałamiające.

Copyright © Kazimierz Konarski 1948

Kazimierz Konarski: Konrad Prószyński (Kazimierz Promyk), Z cyklu: Polscy działacze społeczni i oświatowi, Zeszyt 6, wyd. Wiedza Powszechna (Spółdzielnia Wydawniczo-Oświatowa Czytelnik), Warszawa 1948